Let's have a meeting!

Nadciąga jesień. Powoli upały zamieniają się w chłodne noce w przewiewnym domu
Ramadan oznacza dla mnie śniadania przed świtem

Poznałem Cathy. Dziesięć dni później zaręczyliśmy się w Montenegro


Wróciłem do Plemetiny by kontynuować kilka moich projektów.

Lekcje angielskiego straciły impet delikatnie mówiąc. Ludzie przestali się pokazywać, gdyż jak tłumaczyli są zajęci, albo zmęczeni, albo upał jest za wielki. Dwa razy z rzędu nie przyszedł nikt, więc zapytałem Jemkę co robimy z tym fantem, bo szkoda mojego i jego czasu. On spojrzał na mnie poważnie i powiedział: Let’s have a meeting (Zróbmy spotkanie).

No tak zapomniałem, jak oni lubią spotkania.

Angielski, na który przestali przychodzić, był codziennie o 15:00. Spotkanie zrobiliśmy też o 15:00. Zjawili się tłumnie, bo w końcu to jest to, co tygrysy lubią najbardziej.

No i ustaliliśmy, że najlepsza pora na angielski, to godzina 15:00. Hm…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz