Rugova- Zapomniane Góry Europy

Publikacja nt.pobytu autora w Kosowie

Góry, zupełnie jak ludzie, potrafią być tajemnicze i niedostępne, lub też łatwe i rozwiązłe. Niektóre uparcie skrywają tajemnice przeszłości, inne mają poczucie humoru. Czasem bywają złośliwe, a czasem łaskawe. Rugova ma w sobie z pewnością wiele tajemniczości, a na dodatek coś niezwykle intrygującego- dzikość i to tak niedaleko od nas. Pomyśleć, że kiedyś telepałem się pociągami, daleko na Syberię. Teraz to właśnie Rugova nieśmiało zaczyna swój flirt z międzynarodowym środowiskiem alpinistów wychylając się zza kurtyn przeszłości w XXI wiek.


Był maj 2007 roku, gdy pierwszy raz wjechałem w te góry za kierownicą terenowego Gallopera. To były moje początki w Kosovie i dopiero uczyłem się jak poruszać się w zwariowanym ruchu drogowym Bałkanów, w jaki sposób przewidzieć przerwy w dostawach prądu, oraz jak zjeść obiad siedząc po turecku i nie kapiąc sobie na spodnie.
Fatos, autor, Xhavit
Z Prishtiny udaliśmy się 70 kilometrów na zachód do miejscowości Peje/ Peć (większość miejsc w Kosovie nosi podwójne albańskie i serbskie nazwy). Dalej udaliśmy się w głąb malowniczej i skalistej doliny Rugova. W miejscu, gdzie strome skały otaczały malutką krętą drogę masywną kurtyną czekał na nas drugi samochód terenowy z dwójką ludzi znających góry jak własne podwórko. Tak poznałem się z Fatosem i Xhavitem. Szybko udaliśmy się w górę rzeki Mbushtria pokonując liczne zakręty, tunele i mosty potężnej “V- kształtnej” doliny. Gdy odjechaliśmy od jedynej w rejonie asfaltowej drogi, myślałem, że jesteśmy niemal u celu. To był jednak początek kilkugodzinnej jazdy po bezdrożach. Brnąc coraz wyżej i głębiej w góry dwa razy zagotowałem wodę w chłodnicy. Gdy wreszcie zatrzymaliśmy się na wysokości około 2000 m n.p.m. nie mogliśmy kryć podziwu dla otaczającej nas panoramy.
Znaleźliśmy się u stóp pasma Hajla, w rejonie zwanym Bjeshket e Nemuna (Przeklęte Góry). Cała Rugova obejmuje obszar 20 tyś. hektarów i jako kontynuacja Albańskich Alp należy do Malesia e Madhe. Graniczy z Czarnogórą i Albanią. Rejon ten dzieli na dwie części rzeka Mbushtria i wijąca się wzdłuż niej asfaltowa droga.
Od miejsca, gdzie pozostawiliśmy samochody udaliśmy się pieszo w górę szerokiego trawiastego siodła porośniętego starymi jodłami, by odnaleźć drewnianą chatę Fatosa. Dopiero w przyszłości miałem przekonać się, jak wiele takich małych szałasów i schronień rozrzuconych jest po całych tych dzikich górach. Jedne od czasu, gdy porzucili je pasterze niszczeją powoli, inne rozbudowane i przekształcone w domy składają się na małe osady. Są też i te wzniesione w najbardziej zagubionych zakamarkach gór, czekające samotnie na myśliwych i przemytników.
Do Rugovy powróciłem w lipcu. Pracowaliśmy wtedy nad projektem budowy ścieżki edukacyjnej do dwóch wodospadów. Było to jedno z przedsięwzięć organizacji ERA powiązane z tworzeniem Balkan Peace Park. Jest to projekt utworzenia Parku Pokoju w rejonie, gdzie Kosovo graniczy z Albanią i Czarnogórą. Na dzień dzisiejszy jest to jeden z najczystszych i najdzikszych górskich rejonów Europy. To właśnie wojny i napięcia na tle etniczno- religijnym zapobiegały skutecznie przed rozwojem w tym miejscu górskich kurortów i chroniły naturalne piękno i życie w zgodzie z zegarem przyrody, którego długie godziny wyznaczone są porami roku.
Peja/ Peje
To właśnie wtedy dowiedzieliśmy się, że gdzieś w górach zaginął jedenastoletni chłopiec. Widzieliśmy wzmożony ruch śmigłowców oraz patroli KFOR- u w dolinie. UNMIK Police oraz prywatne osoby wspólnie zajęły się poszukiwaniami, gdyż w Rugovie pomimo ogromu przestrzeni nie istnieje nic takiego, jak ratownictwo górskie. Zaginieni zdani są jedynie na własne doświadczenie, łaskę natury i pomoc miejscowej ludności.
Jak później się dowiedziałem chłopiec został odnaleziony po dwóch nocach. Powiedział, że cały czas nie przestawał iść przed siebie.
Był wrzesień, gdy wraz z Markiem, Andrzejem, Grześkiem i Anią zawitaliśmy na krótko w Rugovie. Zdążyliśmy zrobić trekking w górę małej rzeki zarośniętej bujnie gęstwiną niczym dżungla i zdobyć jeden stromy szczyt wystający ponad okoliczne góry pokryte lasami. Widoki na odległe osady rekompensowały niebezpieczną wędrówkę. O tej porze roku góry wciąż wydawały się zatłoczone w okolicach głównych arterii. Z różnych stron dobiegały odgłosy pracujących ciężko drwali i toczących się stromymi zboczami ciężarówek z bydłem. Populacja Rugovy sięga 6000 ludzi, pomimo exodusu, jaki miał miejsce w 1999 roku. Na chwilę obecną 90 procent infrastruktury pozostaje zniszczone, a nie wszyscy ludzie odważyli się powrócić do spalonych domostw i zniszczonych zagród. Niektórzy wciąż mieszkają w barakach skleconych naprędce. Zachowują jednak swoją dumę i pogodę ducha. Rugova brała przecież udział w każdej wojnie o niepodległość przysparzając najeźdźcom sporych strat. Stąd też nazwa rejonu- Przeklęte góry.
W październiku lasy upstrzone były już złotymi kolorami przemijającej jesieni. Noce stały się bardzo chłodne, a osady powoli zaczęły pustoszeć. Problemem w dostawaniu się w góry jest pokonanie 20 kilometrów drogi w dolinie, przy braku dobrych rozwiązań transportu publicznego. Dlatego zaraz za posterunkiem włoskiego KFOR- u pilnującego zabytkowego monastyru, łapaliśmy stopa wraz z Catherine, którą wyciągnąłem na kilkudniowy trekking. Niemal od razu zatrzymała się ciężarówka, którą wyjechaliśmy głęboko w góry, do Koshutan- jednej z najbardziej wysuniętych na północ osad. Jak się później okazało, rodzina Muriq, właściciele pojazdu, w trosce o nasze zdrowie nie pozwolili nam udać się głębiej w góry, ani nocować w namiocie. Nie mając wyjścia, ulegliśmy namowom i zagościliśmy w przytulnym i ciepłym baraku zbudowanym z kawałków blach, drewna i grubej folii.
Kolacja
Rodzina złożona z trzech braci i starzejących się rodziców prześcigała się w częstowaniu nas wszystkim, co tylko się dało. Sery, placki, papierosy, historie o niedźwiedziach i lawinie, która w 1982 roku zasypała Koshutan zabijając 11 osób. Kiedy już brakło pomysłów, Lulaj wręczył mi starego kałasznikowa i zabrał nas na nocny spacer. Później, przy okolicznym wzgórzu strzelaliśmy na wiwat.
Kiedy w listopadzie powróciłem do rodziny Muriq śnieg zasypał wszystkie drogi i pokrył grubą kołdrą strome wzgórza. Marsz od głównej arterii w głębokim śniegu kosztował mnie sporo wysiłku, a do osady dostałem się tuż przed zmrokiem. Powitała mnie znów ta ciepła atmosfera. Jak się okazało Koshutan opustoszał już na zimę i moi znajomi byli ostatnimi ludźmi, którzy nie zdążyli wywieźć zwierząt z gór. Obserwowałem, jak ostatnie w wiosce krowy i konie ślizgając się maszerują z prowizorycznej stajni do wodopoju, i żują kurczące się zapasy siana.
Zapracowany autor
Wieczorem znów udaliśmy się postrzelać w powietrze. Tym razem jednak nie dla rozrywki. Flamur powiedział, że tylko to odstrasza wilki od ich zagrody.
Grudzień i styczeń przepełnione były napięciami wokół niepodległości Kosova. Ktoś wrzucił granat do domu niedaleko miejsca mojego zamieszkania, ktoś też wysadził restaurację w Prishtinie. Na szczęście z całego tego zgiełku udało mi się wyrwać w góry. Najpierw w kawiarni w centrum Peje spotkałem się na krótko z Fatosem, a następnie udałem się w głąb gór z kluczem do jednej z chat oraz mapą narysowaną na kartce, tłumaczącą mi, jak trafić do celu. Wszystko przez to, że obecnie nie ma dostępnych map Rugovy, a sami tubylcy często spierają się o nazwy i wysokości szczytów. Do osady Pepaj dotarłem po zmroku przecierając ślad. Miejsce wydawało się być opuszczone od tygodni, a śnieg pokrywał wszystkie drogi i zagrody.
Przez kilka dni miałem więc okazję poznać okolice Papaj, najwyżej położonej osady w Rugovie (2300 m n.p.m.), okoliczny cmentarz na którym spoczywają żołnierze Armii Wyzwolenia Kosova, oraz dostać się na górę Hajla. W Nowy Rok rozgrzana chata zapełniła się znajomymi i gośćmi.
Dawniej nie uwierzyłbym, że tak blisko nas może znajdować się tak odmienny świat. Okazuje się, że nieznana Rugova to miejsce, gdzie amatorzy górskich wrażeń zaspokoją głód przygody. Ktoś zapyta: a co z zagrożeniami ze strony miejscowej ludności przesiąkniętej wojną? Tak, spotkałem raz pewnego muzułmanina z twarzą i posturą obcinacza głów. Powitał mnie wyciągniętą pokojowo ręką. Potem zaoferował mi kawę i posiłek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz