Ciemna strona Plemetiny (Geneza Enklawy)

Wszyscy zadają sobie pytanie, czy wojna odeszła na zawsze?


Okopy chłopaków z Legii z napisem "Bienvenue"

Wing 7 rozpoznaje nasz obóz skautów. Cała sytuacja kosztowała mnie trochę problemów

Kolacja


Noce w moim domku stały się cięższe niż podczas upalnego lata. Woda w łazience zamarzła i teraz długie szpikulce zwisają z kranów w nieruchomych lodowych pozach. Para z moich ust jest pierwszym widokiem jaki wita mnie rano, chyba że moje długie włosy niestrzyżone odkąd tu przyjechałem zasłonią mi oczy. Dni są znośne, życie toczy się powoli swoim sennym rytmem i raczej nie miałbym na co narzekać w ciągu tych sennych chwil.

Tylko że istnieją jeszcze wieczory. Ciemno robi się już niedługo po obiedzie. Krótko potem Kosova A wyłącza nam prąd.

Zaczynam spacer po zabłoconych ulicach Wioski. Ziemia zamarznięta niczym wzburzony ocean fal i kolein sprawia, że często utykam nogami o skiby. Latarka stała się absolutnie niezbędnym wyposażeniem. Zupełnie jak wieczorne posiadówki stały się częścią życia w wiosce.

Scenariusz jest zawsze podobny: puk puk w drzwi, nieufne oko badawczo spoglądające przez szparę, serdeczny uśmiech, zaproszenie do środka. Buty bezwzględnie zostają na progu, rozespani lokatorzy podnoszą się na łokciach. Każdy z nich czekał na taki zwrot wieczornej akcji, jak przybycie gościa. A co dopiero obcokrajowca! To wspaniała okazja do zaświecenia drugiej świeczki, wyciągnięcia czegoś do jedzenia… rozpoczynają się rozmowy, próby tłumaczenia niezrozumiałych słów, nauka serbskiego, angielskiego, romskiego, oferowanie tortu, burka, najładniejszej córki, najmniejszego kota, popisy gry na gitarze, wygłupy dzieci…

Chyba że sytuacja rodzinna jest mroczna… jest słaba, tragiczna powiedziałbym wręcz. Bo tak też się zdarza. Wspomnienia tych wieczorów będą nawiedzać mnie już na zawsze. Czarna noc. Bo niektóre rodziny nie mają nawet funduszy na świeczki. Głucha cisza. Odrobina ropy i knot jakiegoś sznurka na talerzyku są naszym jedynym światłem. Głód. Dzieciak obgryzający ziemniaka, jakby to był pokaźnych rozmiarów batonik. Potencjał. Jedynie dzieci potrafią beztrosko rozweselić taki wieczór swoimi wygłupami i piruetami. Jak szczeniaki zawsze skore do zabawy. Co dzieje się, gdy zmęczone położą się spać? Dorośli rozpoczną swoje opowieści bez cenzury. A niektórym bardzo trudno jest silić się na żarty. Historie roku ’99- których bohaterowie, choć umarli, będą żyli w mojej głowie- dominują w takich ponurych chwilach. Albańczycy z Hamidi uciekający przez Plemetinę, Serbowie mordujący rodziny opuszczających wzgórza Albańczyków, Albańczycy ostrzeliwujący pociągi przejeżdżające przez serbskie wioski, lub wrzucający granaty do przedziałów, Serbowie topiący ciała w studniach, Albańczycy zabijający Serbów, Serbowie mordujący Albańczyków. Albańczycy. Serbowie. Serbowie. Albańczycy. Romowie, Chorwaci, Bośniacy, uchodźcy, zwłoki, duchy…

W domu w którym mieszkam ukrywało się podczas wojny osiemdziesiąt osób. To są cztery pokoje i przedpokój dla ścisłości. Medo powiedział mi, że gdy nie mieli już jedzenia, zebrał pieniądze od wszystkich tych ludzi i pojechał do Obilic. Tak nazywali tą wioskę Serbowie, ale zamieszkujący ją dziś Albańczycy zamienili nazwę na Kastriot. Więc Medo postanowił zaryzykować i pojechać tam po jedzenie dla tych swoich osiemdziesięciu gości. Wygłodzonych członków rodziny, znajomych, obcych uchodźców. Na szczęście Albańczycy nie zabili go, ale wrócił bez auta i bez pieniędzy. No i bez jedzenia.

Słyszałem opowieści, że w Plemetinie zjadano ludzi. Serbów, Albańczyków? W temacie wojny trudno komukolwiek wierzyć. Nie wiem. Jestem przekonany, że to był straszny okres. Obok wioski założono obóz uchodźców. Coraz więcej rodzin nadeszło z części albańskich. Z sąsiednich krajów. Plemetinianie nie zostali zaakceptowani przez Serbów za muzułmańską wiarę, ani też przez Albańczyków za współpracę z Serbami. Plemetina stała się enklawą podzieloną na dwie romskie mohale i część zamieszkaną przez Serbów. Otoczona polami i górami stała się więzieniem dla jej mieszkańców.

Dziś aby dostać się do Plemetiny muszę dojechać do końca linii autobusowej w Obilic, a następnie maszerować wzdłuż torów przez dwadzieścia minut. Witamy na końcu świata. Życzymy miłego pobytu. Czekamy na wrażenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz