Zmiażdżony palec i urwana tablica rejestracyjna

Rynek nieruchomości w Prizren ma wiele do zaoferowania

Prizren, wow! Polecam

Puk! Puk!

Siedzę spokojnie w swoim pokoju oganiając się od much, kiedy wchodzi Refka z jedzeniem. Wychodzi jeszcze dwa razy po więcej. Po chwili, gdy stół jest już zastawiony wraca ostatni raz z talerzem pełnym plastrów zamrożonego ogórka. Przysmak.

Nie zastanawiam się nawet czy oni go najpierw zamrażają, a potem obierają i kroją, czy też odwrotnie. Czekam, kiedy Refka wyjdzie, po czym z radością kładę palce na tego zamrożonego ogórka i obkładam je plastrami, po czym rozpływam się z radości, gdy ból w moim spuchniętym i czarnym palcu ustaje.

Ale po kolei.

Z Pablo spotkałem się w Prishtinie, bo akurat coś tam załatwiałem, kiedy przysłał mi sms czy może mnie odwiedzić w Plementinie. Pojechaliśmy do wioski całą ekipą (ja znów za kierownicą), bo akurat Said miał urodziny, a mój szef- Rand jest jego ojcem chrzestnym. Dodać można, że kiedyś mieszkał w Plementinie, jako wolontariusz w tym samym domu, co ja.

Pablo został na noc, a rano Di ściągnęła nas do Prishtiny, bo jak się okazało organiuzujemy szkolenie dla naszych wolontariuszy z Plementiny. Wziąłem więc Gallopera i rozpoczął się kolejny dzień „ciężkiej” pracy.

Najpierw wizyta w SPU (Special Police Unit) w Mitrovicy. Akurat nowa zmiana polskich policjantów objęła swoją półroczną służbę. Powołaliśmy się na znajomość z poprzednim dowódcą i po chwili piliśmy chłodny sok w klimatyzowanym baraku centrum dowodzenia. Nowa zmiana okazała się przyjemna i gościnna. Pokazano nam również na mapie jak dostać się do celu naszej podróży.

Do Rubin Potok dojechaliśmy prześcigając się z konwojem kilku francuskich VAB-ów, czyli transporterów opancerzonych. Na miejscu narzędzia w dłoń i odkręcanie tablic rejestracyjnych. Spora część samochodów nie ma ich tu, gdyż w serbskim okręgu kosowskie numery budzą odrazę i lepiej nie mieć ich wcale żeby uniknąć nieprzyjemnych spojrzeń. Zdziwiło mnie, że przednia tablica Gallopera poklejona jest taśmą klejącą.

Mochamed jak już się do czegoś dobierze to zawsze jakąś fuszerkę odstawi. I jak do cholery można urwać kawałek tablicy rejestracyjnej?

Sam zalew i Rubin Potok okazały się istnym rajem. Jezioro otoczone zielonymi górami ciągnie się przez wiele kilometrów aż do serbskiej granicy. Kręta droga na zmianę przeciska się tunelami przez góry, albo przeskakuje zatoki długimi mostami. Niestety nie udało się znaleźć miejsca na zorganizowanie szkolenia, gdyż rejon jest absolutnie nieprzystosowany do turystyki. Napotkaliśmy za to ekipę naszych policjantów.

Szczęśliwie dzięki wysiłkowi Pabla szkolenie udało się zorganizować w Prizren, a zakwaterowanie wzięła na siebie jego host- family. Wiec już w poniedziałek udaliśmy się z dziewięcioma pracownikami naszej placówki do Prizren. Na początku fale entuzjazmu i wygłupy nasuwały mi skojarzenie szkolnej wycieczki. Szybko jednak zmęczyli się jazdą przez górską drogę, gdyż nie zdążą się im daleko podróżować. Jedna z dwóch dziewczyn nigdy nawet nie opuściła Plementiny. W końcu udało im się mnie namówić, że jestem zmęczony i potrzebuję przerwy po ledwo godzinie jazdy. Wziąłem to na siebie i poprosiłem ich czy mogę zatrzymać samochód.

Cały pobyt w Prizren był szalony. Kiedy wysiadaliśmy z auta za każdym razem nasi podopieczni zafascynowani zapominali o bożym świecie. Usiłowałem nauczyć ich zamykania drzwi tranzita, ale oglądanie miasta z rozdziawionymi buziami było dla nich ważniejsze. Pomijając problemy w obsłudze sztućców i mycie nóg w fontannie nasi romowie zachowywali się znośnie. Przynajmniej nie zostawiali butów przed pizzerią. Dziewczyny za to rekordowo szybko poskładały talerze po jedzeniu na widok kelnera usiłującego im usługiwać.

One w ogóle są bardzo zapracowane i usłużne wobec chłopaków, którzy masłem chleba nie potrafią posmarować. Nie rozumiałem też obsesji Sylvi na punkcie prania skarpetek. Tylko pierwszego dnia wyprała trzy pary.

We wtorek rano wstałem z ganka na którym spałem, by dowiedzieć się, że… ktoś urwał kawałek mojej tablicy rejestracyjnej i leży on pod autem. Poprosiłem Edisa o taśmę klejącą żeby to naprawić, na co on wytłumaczył mi gdzie Mohamed zostawił taśmę, gdy sam sklejał swoje tablice.

I wszystko stało się jasne.

W drodze powrotnej zachaczyliśmy o basen. Piękny, wielki, odkryty z wysoką wieżą. Aż chłopaki z wrażenia zapomnieli drzwi w aucie pozamykać.

Chlapaliśmy się długo, choć nasi romowie na zawody w pływaniu na pewno nie pojadą. Za to wrzucili do basenu telefon komórkowy i Sylvię. Nie chciała pływać, ale niebezpiecznie zbliżyła się do basenu.

Źeby przeprać te swoje skarpetki.

Niedługo potem pozbieraliśmy się i wszyscy ochoczo wsiedli do samochodu. Ktoś nawet zatrzasnął solidnie drzwi.

Z moimi palcami we framudze.

Więc siedzę teraz z tymi zamrożonymi ogórkami na paluchach. Z tym przysmakiem na upalne dni i patrzę jak powoli czarnieje mój środkowy palec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz