Jak to działa w Plemetinie cz.1

Widok z Mirovicy Północnej na Południową stronę

Śmieci się nie wywozi. Śmieci się pali

Most snajperów

Skupienie

Z kamery wyleci ptaszek...
Nie jemy ptaszka! (Zdjęcie: Di)


Problem z całą pomocą dla krajów trzeciego świata dobrze przedstawia sytuacja Afryki. Mieszkańcy czarnego lądu dostali rybę w postaci pomocy humanitarnej. Nie potrafią już jednak żyć, jeśli nie poda im się tej ryby. Potrafią tylko siedzieć w cieniu i wyciągać po nią ręce. Powinniśmy byli dać im wędkę i nauczyć ich- jak się nią posługiwać, żeby sami łapali sobie ryby.

Tak to postrzegałem. Do niedawna.

Zaczęliśmy tu grywać wieczorami w siatkówkę. Zaraz po angielskim. Kilka osób pierwszego dnia, kilkanaście drugiego, po trzydzieści w kolejnych, plus trochę dzieci i gapiów. Prosta rozrywka szybko urosła w spore wydarzenie i ludzie w ciągu dnia pytali mnie czy gramy wieczorem. Czemu nie? W końcu chcę się tylko powiesić, kiedy usiłuję ogarnąć ten chaos…

W czasie meczu dzieciaki plądrują drzewa w sadzie łamiąc gałęzie. Złość właściciela może oznaczać wypowiedzenie wynajmu domu i przerwanie projektu. Inni dobierają się do studni, bo są spragnieni. Tylko że oni zawsze przypadkiem coś tam wrzucą, wodę zmącą… generalnie coś się stanie. Muszę założyć kłódkę. Ale to nic, bo najbardziej fascynuje mnie łatwość kłócenia się o byle drobiazg. Kiedy piłka spadnie na boisko niedaleko linii- zaczyna się kompletny chaos, kłótnia wszystkich zawodników o to, gdzie spadła. Potem zaczyna się kłótnia, kto mógł to widzieć dokładniej. Potem do akcji włącza się jakiś ekspert, który stwierdza co widział, po czym zaczyna się kłótnia czy miał prawo coś widzieć, bo przecież był zajęty dyskusją. Potem wszyscy kłócą się o to co on robił w czasie kiedy piłka z pewnością spadła na boisko. I tak to za każdym razem, kiedy ktoś widzi cień szansy na wykłócenie dla siebie punktu- kłóci się.

I nawet kiedy wie, że nie ma racji- nie odpuści. A jak nic nie osiągnie- jest śmiertelnie obrażony.

Tylko że za pięć minut o wszystkim zapomina i zaprasza cię na kawę.

Raz chciałem wstawić jedną drużynę na boisko, na co Faton (ten sam, który załatwił mój palec) zaczął się rzucać i wymachiwać rękami krzycząc: jak oni mogą teraz grać?! Ponieważ ich drużyna jeszcze nie grała- odpowiedziałem spokojnie. Ale jak oni mogą teraz grać- krzyczał głośniej. Ponieważ twoja drużyna grała poprzedni mecz- odpowiedziałem. Ale jak oni mogą teraz grać- rzucał się jak poparzony. Ponieważ zaprosiłem ich wczoraj i nie zagrali ani minuty i ponieważ zaprosiłem ich dzisiaj obiecując, że będą grali. Ale jak oni mogą teraz grać- jego zwariowane gesty przekroczyły moją sferę prywatności i bezpieczeństwa. Tylko spokojnie. Nie bijemy nikogo- powtórzyłem sobie kilka razy, po czym odpowiedziałem, że jego drużyna nie zagra choćbym miał przerwać spotkanie.

Faton opuścił boisko, ale drużyna, którą chciałem tam wcisnąć rozmyśliła się i wszyscy stwierdzili, że dziś nie będą grali. I tak Faton wrócił do gry. Wykłócanie się o wszystko stało się moją męczącą drogą, zwłaszcza że obiecałem sobie nigdy nie podnosić głosu. Okazało się, że mecze miały się szybko zakończyć.

Jednym z głównych powodów, dla których zostałem zesłany do Plementiny byli skauci, którzy działali aktywnie w przeszłości. Plan zakładał połączenie tego klubu z prężną organizacją na Słowacji. Jednak szybko i w subtelnych słowach wyśmiałem ten pomysł przed swoim szefem.

Skauci mają trochę sprzętu, jak np. namioty. Spędziłem kilka godzin na słońcu kompletując i sprawdzając je i jestem teraz przekonany, że Muzeum of Natural History w Nowym Jorku nie ma takiej kolekcji pleśni i grzybów, jak mój klub.

Skauci mają też doświadczenie w wycieczkach. Jak się dowiedziałem nieformalnie na jednej z nich zanudzili się na śmierć, bo samo jej zorganizowanie pochłonęło tyle wysiłku, że zabrakło czasu na grafik aktywności. Na innej pokradli organizatorom jedzenie i wcinali je pokątnie nie przyznając się załamanej szefowej gdzie się ono podziało. Podobno dziewczyna skończyła głodna płacząc w swoim namiocie.

Mówiąc o wysiłku organizowania im czegokolwiek postaram się ubrać to w jak najkrótsze słowa. Na pierwszym spotkaniu na jakim byłem w Plementinie skauci dowiedzieli się od Di, że nie mogą jechać w koedukacyjnej grupie (Di ma mniej lub bardziej uzasadnioną obsesję na punkcie napięcia seksualnego). Zdenerwowali się i w swoim zwariowanym stylu wygarnęli Di. Ona się obraziła i anulowała wyjazd. Mieliśmy kilka innych spotkań odnośnie innych rozwiązań, a gdy w końcu ustąpiliśmy- chłopcy sami przyznali, że z dziewczynami jechać nigdzie nie chcą. Nie patrząc na nic przygotowałem i przeprowadziłem kilkutygodniowe szkolenie. Orientacja, nawigacja, pierwsza pomoc (przy współpracy z instruktorką z ONZ), po czym zaplanowałem obóz dla 23 osób. Zajęcia, jedzenie, transport. Oni jednak jakoś stwierdzili, że jedziemy 26 lipca, kiedy jeszcze nie byłem gotowy. Na spotkaniu znów zwariowali. Moi tłumacze (Driton i Faton) zaczęli gadać rozbieżne rzeczy. Faton sabotażował spotkanie, po czy, urządził swoje własne, na którym (jak się dowiedziałem) obraził mnie i obiecał skautom wyjazd w poniedziałek, choć jest tylko tłumaczem.

Di powiedziała, że nigdzie nie jedzie jak oni się tak zachowują. Driton powiedział, że ma wesele i i tak nie jedzie. Faton się obraził po tym, jak mu wytłumaczyliśmy, że nie może działać na własną rękę obiecując bzdury i stawiając nas w złym świetle.

Zostałem bez kadry.

Kolejne spotkania. Kolejne dyskusje. Potrzeba dużo wysiłku żeby zabrać kogoś na wycieczkę. Usiłuję im tłumaczyć, że jeśli Mikołaj dzwoni do ciebie z informacją, że nie zdąży przynieść prezentu w wigilię, to nie rzucasz się jak wesz. Ale oni nie znają Mikołaja.

Wieczorem Faton przychodzi do mnie i całuje mnie po dupsku. Boi się, że wyrzucimy go z kadry. Ale przecież nie mamy nikogo innego.

Ostatecznie robimy obóz po mojemu. Wyjazd w czwartek, powrót w niedzielę. Nie podoba się, to pocałuj misia w trąbkę, nie będę cię prosić czy mogę cię zabrać.

C.D.N

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz