Djemal i ja oczyszczamy studnię

Widok z okna siedziby mojej organizacji w Prishtinie


Sąsiadki

Serbskie domy sponiewierane w '99

Znowu upal, jakiego nie znalem w Polsce. Ponad 40 stopni, bezchmurne niebo i bardzo sporadyczny podmuch wiatru zamiatający kurzem po brudnych bezdrożach Plementiny. Wody nie ma od kilku dni.

Stoję na spróchniałych deskach częściowo zakrywających cztero i pół metrową studnię i ciągnąc za linę wyciągam kolejne wiadra kamieni, betonu i błota. Trzy metry pode mną Djemal stoi beztrosko czekając kiedy opróżnię śmieci i podam mu puste wiadro.

A ja zaciskam zęby za każdym razem, aby ta lina stara jak węgiel i zrobiona z jakiejś plątaniny sam nie wiem czego się nie zerwała i żeby Djemal nie oberwał w głowę gruzem. W końcu lubię go i szanuję, bo robotny jest jak mało kto w tej wiosce.

Wcześniej polewałem się tą wodą dla ochłody, płukałem twarz, ręce, a nawet odważyłem się zwilżyć usta, ale woda trochę śmierdziała. Teraz wydobywamy coraz więcej śmieci, więc żałuję tego posunięcia.

Wszystko zaczęło się od tego, że Djemal mówił mi o planach oczyszczenia tej studni kiedyś, jak znajdzie się tylko ktoś do pomocy. Większość ludzi zajęta jest siedzeniem, chowaniem się przed upałem, bądź zimnem, plotkowaniem i złoszczeniem się na siebie nawzajem. Powiedziałem więc, że pomogę, jak tylko zaprowadzę rano dzieci do BSF.

Zaprowadziłem, wróciłem i dołączyłem do Djemala. Nie wygląda uroczo z kilkoma pożółkłymi zębami wystającymi z ust i żabimi oczami, ale jest przesympatycznym szczupłym trzydziestolatkiem. Jeszcze nie dawno ważył sto kilo, ale popadł w jakieś problemy psychiczne, kiedy jego żona uciekła za granicę z ich dzieckiem. Jak słyszałem była wariatką, a niektórzy nawet mówią, że wcieleniem diabła. Teraz Djemal, choć spowolniony, żyje normalnie zajmując się swoimi pomysłami, koniem i bawiąc się ze swoim trzyletnim „bratem” Saidem, który tak naprawdę jest jego drugim dzieckiem.

Sama studnia ma pięćdziesiąt lat, ponad cztery metry głębokości i półtora szerokości. Wygląda na to, że została zawalona gruzem. Cóż… ani Romowie, ani Serbowie nie mieli w Plementinie łatwego życia przez wojnę.

Mamy wiadro, małą pompę elektryczną, dwie liche drabiny związane w jedną i tą podejrzaną linę, więc powinno pójść szybko.

Okazuje się, że silnik pompy grzeje się po dziesięciu minutach i trzeba robić przerwę, żeby się ostudził. Ponieważ kibicuje nam mały tłumek, ktoś przypomina sobie, że posiada wiatrak od lady. Ktoś inny przynosi akumulator z samochodu i wszyscy teraz patrzą jak Djemal kuca przy pompie z wiatrakiem w ręce. Przeprosiłem go i wcisnąłem się tam z pustakiem, do którego wetknąłem wiatrak, wszystko zasłoniłem od słońca i już po chwili pompa chłodziła się sama bez pomocy osób trzecich. Ułatwienie przyjęte z milczącą aprobatą.

Wypompowaliśmy kolejne litry wody, wyciągnęliśmy kolejne kamole i kawałki betonu, a gdy pompa znów się zagrzała, zrodził się pomysł powrotu do pracy jutro, kiedy się dobrze ostudzi. Tylko że jutro znów przybędzie wody i pompa znów się zagrzeje. Złapałem wiadro i zacząłem sam wybierać mętną wodę. Po jakimś czasie znów poszła pompa i dobraliśmy się do mułu i syfu.

Pracowaliśmy z Djemalem do wieczora, a pomagał nam tylko trzynastoletni Nezir. On też jest bratem Djemala, ale wychowuje go inna matka. Ten dzieciak jest wyjątkowy, bo jako jedyny ma władzę nad okolicznymi dziećmi. Czasem po szkole nie da się zaciągnąć dzieciaków do domu. Kiedy go poproszę, zagania je patykiem jak pasterz owce. Jest całkiem inteligentny, z pewnością odważny i pali szlugi jak każdy dzieciak tutaj. Poza tym chyba nie wie, że przy tej samej studni, gdzie teraz pracujemy, jego mama została ukąszona przez żmiję, gdy on był jeszcze niemowlęciem.

Mimo to nie przestała karmić go piersią.

Oczyściliśmy studnię pod wieczór. Czysta woda zaczęła napływać powoli, ale nieustannie. W podziękowaniu dostałem od Djemala oryginalną coca- colę, a od losu spieczone plecy. Zdziwiło mnie tylko to, czym studnia była w połowie zawalona. Tym bardziej, że polewałem się wodą, którą wydobywaliśmy na początku. Tak więc: kamienie, beton, kilka cegieł i pustaków, trzy zardzewiałe wiadra, kilka gnijących sznurków, piła, druty i rurki, puszki, masa butelek, but, maska Buza Lightyeara ®, żywa ryba i martwy kot.

Tfu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz