Dziecięcy speed

W ody w kranach nie będzie

Dzieci są wesołe bez względu na ilość śmieci wokół

Plemetina w godzinach szczytu


Prysznic

Kolejne popołudnie w Plementinie. Ktoś mówił, że to niesamowite miejsce. Ja bardziej pojechanego nie widziałem. I gdybym tylko potrafił to opisać, dostałbym literackiego nobla.

Wracam z Prishtiny cały spocony od tego cholernego upału, oblewam się wodą w łazience, piszę raport, słucham muzyki, jem obiad przez jakąś godzinę, po czym wychodzę na ganek posiedzieć sobie, wypić turecką kawę etc, a tam wszyscy jak zwykle plątają się i nie mogą sobie znaleźć miejsca. Gadają, piorą, trzepią koce, dywany, dzieci rozrabiają. Said rozrzuca kukurydzę przed gankiem. I tak lepsze to niż oddawanie moczu, co mu się często zdarza. Czasem nawet Robi nr dwa na schodach.

Życie się toczy.

Po jakimś czasie, jak zwykle ganek zapełnia się dziewczynami. Tymi młodymi cygankami- nieśmiałymi, ubranymi kompletnie niestosownie oraz uroczo bez gustu. Potem pojawia się więcej ludzi i dzieci. One jak zawsze zaczynają rozrabiać i usiłują mi zaimponować, krzyczeć moje imię i zyskać moją uwagę.

Ja nie wiem czy to upał, czy zepsute mięso, czy amfetamina w studni, czy wojsko prowadzi testy nowej broni, czy to może ten dym z niedalekich elektrowni Kosova A i Kosova B? Wszyscy coś robią jak szaleni, połowa do mnie gada.

Po serbsku.

Po romsku.

Po albańsku.

Po rosyjsku.

Po angielsku. No może bez przesady z tym angielskim.

Dzieci zaczynają się lać wodą. Psy mają wielką bójkę. Dwóch chłopaków zaczyna się myć. Dziewczyny zaczynają uczyć mnie tradycyjnych tańców. Zaczyna grać zwariowana muzyka. I tylko Said spokojnie rozrzuca tą kukurydzę przed domem.

Po jakimś czasie dziewczyny powiedziały, że źle wyglądam, więc im wyjaśniłem, że ja się zwyczajnie pocę, bo jest dla mnie za gorąco. Usiadłem, a ponieważ miejsca mnie są zawsze oblegane przez dzieci, to po prawej szybko usiadła Saldeta (8 lat), a po lewej Esmeralda (6 lat) oraz Melinda (5 lat). Te z lewej zaczęły mnie zaczepiać, Saldeta zaczęła opowiadać historię. Czas więc na „Idzie rak nieborak…” tu dzieciaki to uwielbiają. Saldeta kontynuuje historię i staram się jej nie obrazić i caly czas jej słuchać. Dziewczynki z lewej zaczynają mnie szczypać i ciągnąć za rękę. Czas na gilgotanie. Saldeta kontynuuje.

A tu trzeba dodać, że to są piękne dziewczynki. Wszystkie trzy i jeszcze też kilka innych. No prawie śliczne. Wielkie czarne oczy, delikatne rysy, małe stópki z jakimś syfem, łuszcząca się skóra na przedramionach, plamy brudu na policzkach, tłuste włosy, zapach ziemniaków, infekcja…

To są piękne dziewczynki i z biegiem czasu zaczynam coraz bardziej to dostrzegać.

Wciąż słucham Saldety z prawej i gilgotaniem uwalniam się z uścisków dziewczynek z lewej. W końcu wywracają mnie na dywan, więc udaję, że chcę je pogryźć i uciekają z piskiem i śmiechem. Wracam na stołek do Saldety. Obracam się w prawo.

A tam Nezil zaczyna potok pytań, bo miejsca obok mnie są zawsze oblegane przez dzieci. Saldeta odeszła, więc pojawił się Nezil. Na miejsce z lewej natychmiast wbija Nixira i wszystko zaczyna się od początku. Historia, pytania, „Idzie rak nieborak…”, gilgotanie…

Wytrzymałem dwie rundy, po czym uciekłem do pokoju posiedzieć w ciszy. Szybko zatrzasnąłem drzwi i przekręciłem klucz. Przez jakiś czas dzieci dobijały się do mnie wieszając się na klamce, a ja w tym czasie- choć to są piękne dzieci- polewałem dłonie i przedramiona Skinmanem do chirurgicznego odkażania rąk…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz